Gdy nie miało się wpływu…
RATUNKU!
POMOCY!
NIECH MI KTOŚ POMOŻE!
NIE WIEM JAK!
NIE WIEM!
NIE UMIEM!
– te słowa wydobyło dziś z siebie moje wewnętrzne dziecko. Krzyczało, szlochając i powtarzając je raz po raz. A ja razem z nim. Czułam ból, rozpacz i bezradność dziecka, którym byłam. Zobaczyłam małą dziewczynkę, której ciało i umysł są na krawędzi wytrzymania tego, co widzi i czuje wobec tysiące razy powtarzającej się sytuacji. Która od ponad 30 lat trzyma w sobie krzyk, który wtedy, w obliczu tego trudnego, nie mógł zostać uwolniony. Dziś pozwoliłam Jej na to, by w bezpiecznej przestrzeni samochodu, na odludziu opowiedziała swoją rozpacz. Rozpacz trudną do opisania, tak intensywną. Rozpacz dziecka, które tysiące razy stało w obliczu dorosłych zupełnie nie radzących sobie z własnymi emocjami. Które czuło ogromne zagrożenie i nic nie mogło zrobić. Bo było tylko dzieckiem.
Dziś przyszła do mnie znienacka, by pierwszy raz w życiu zawołać rozpaczliwie o pomoc. Krzyczała do sąsiadów, do innych dorosłych, którzy dobrze wiedzieli, co się dzieje w Jej domu, którzy niemal codziennie słyszeli awantury i przekleństwa, ale nie reagowali, bo to nie była ich sprawa. Bo tak naprawdę się bali. A przecież za ścianą były niewinne, zupełnie bezbronne dzieci. Dziś nadal często się to dzieje – brak sąsiedzkiej reakcji, gdy za ścianą słychać krzyki i płacz… Czy czuję do nich żal, do ludzi, którzy mieszkali obok i wiedzieli? Już nie. Kiedyś był i też musiałam wysłuchać tej we mnie, która go czuła.
Ile razy byłaś/byłeś bezsilny wobec przemocy, która działa się w Twoim rodzinnym domu?
Ile razy jako dziecko byłeś/byłaś w sytuacji, która Cię przerastała, a tak bardzo chciałeś/chciałaś coś zrobić – zatrzymać czyjąś uniesioną do bicia rękę, uciszyć krzyk i raniące słowa, obronić kogoś, uratować, ocalić siebie, uciec…?
Ile razy nie wiedziałeś JAK? Nie umiałaś, nie mogłeś nic zrobić?
Oczy, które widziały przykre sceny, uszy, które słyszały bolesne słowa i ciało, które nie było w stanie pomieścić potężnych, trudnych emocji, to… te same oczy, którymi dziś patrzysz, te same uszy, przez które słyszysz i to samo ciało, w którym jesteś. Które niesie tamto przerażenie i bezradność, i które pamięta.
Do tego dziecka trzeba wrócić i je wysłuchać
Czasami wiele razy. I pokazać, że już jest bezpieczne, że dziś jest sprawcze i ma wpływ na wiele więcej niż kiedyś. Dlaczego? Bo dziś ma Ciebie. Ma dorosłego, którego wtedy zabrakło. Zabrakło rodzica, który nie mógł być w tym wszystkim obecny, bo sam był pełen ran i działał w braku samoświadomości. Dziś Ty możesz być tym rodzicem, który wysłucha tamto przerażone dziecko w Tobie. Dziecko, które zastygło na wiele lat w niemocy i braku wszelkiej sprawczości. A to ogromna i bolesna rana, którą trzeba opatrzyć.
To, co dziś się we mnie odezwało, zaskoczyło mnie, ale dałam temu pełne pozwolenie i tyle czasu, by mogło się wypowiedzieć do końca.
Kiedyś nie pozwoliłabym sobie na to. Wyparłabym, odwróciła się od tego, zrzuciła do piwnicy nieświadomości i zatrzasnęła drzwi. A za jakiś czas doznałabym wielkiego wybuchu w jakiejś sferze życia, które podesłałoby mi taką samą lub podobną sytuację do tej dzisiejszej, bym mogła wreszcie tę ranę uzdrowić. Sytuację, która byłaby jedynie reminiscencją dramatów, których doświadczałam w dzieciństwie.
Dziś nie ma już w moim życiu miejsca na odwracanie się od emocji, doznań, myśli. Nie ma miejsca na opuszczanie siebie i zakrywanie uszu na bolesny wewnętrzny jęk. Czasem coś przegapię, coś odroczę, ale prędzej czy później zawsze wracam. Do Niej małej. Do siebie.
I tego życzę każdemu, kto tego potrzebuje.
Tulę ♡