Gdy dziecku odbierze się wszystkie prawa
Wydarzenia ostatnich tygodni uruchomiły we mnie ogromne poczucie ograniczania mnie i wymuszania na mnie posłuszeństwa oraz poczucie niesprawiedliwości (komuś wolno tyyyle a komuś innemu nie wolno nic w pewnych obszarach). W końcu zapłonął we mnie gniew, który przyszedł po lęku i bezsilności. Dużo czasu spędziłam, wsłuchując się w niego, rozpoznając jego źródło i uznając go. Z tych trudnych wewnętrznych procesów wyszły ze mnie poniższe słowa.
Ktoś, kto doświadczył dyktatury w swoim domu rodzinnym, we własnym dzieciństwie, ale wyparł i/lub zaprzeczył temu, może w dorosłości przyjmować postawę pełnego podporządkowania, bez cienia sprzeciwu wobec każdego, kogo odczuwa jako autorytet (zniekształcony autorytet) – to może być w skali mikro, np. partner/ka, nauczyciel, szef w pracy, przyjaciel, lub w skali makro, np. wpływowa grupa czy rząd.
Dlaczego tak się dzieje?
Dlatego, że kiedyś niezwykle mocno wmówiono tej osobie, że nie ma żadnych praw, że jej potrzeby i preferencje nic nie znaczą a ona sama NIE jest ważna. Wycięte ze świadomości krzywdy sprawiają, że każda osoba czy grupa odbierana jako dominująca (w naprawdę szerokim zakresie znaczeniowym), staje się kimś, komu z automatu trzeba się podporządkować, czyli pozwolić, by decydował o tym, jakim trzeba być i jak powinno się żyć.
Ktoś, kto nigdy nie zajął się swoimi ranami i stratami, jakie poniósł, żyjąc w rodzinie, gdzie jedno lub oboje rodzice sprawowali władzę absolutną, z dużym prawdopodobieństwem będzie wybierać takie relacje, w których zawsze będzie brakować symetrii, czyli zawsze będzie podporządkowany i władający.
Ktoś taki może nawet uznawać czy wierzyć, że relacje w takiej formie mu służą. Jego zepchnięte w głęboki cień poranione kawałki nie są w stanie skutecznie zawołać o pomoc i tym samym pozwolić ujrzeć prawdę o sobie i świecie zewnętrznym.
Ktoś, kto wyparł swoje dziecięce krzywdy, a komu każdego dnia odbierano lub łamano jego prawa, przekraczano jego granice (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, seksualne itd.), zniewalano zakazami, nakazami i ograniczeniami, kontrolowano, zmuszano do bezwzględnego posłuszeństwa i podporządkowania się przy jednoczesnym pozbawianiu go możliwości do wyrażania sprzeciwu i mówienia „nie”, będzie żyć właśnie w takiej dynamice (w skali mikro i makro).
W każdym z nas żyje małe dziecko i będzie żyć aż do ostatniego oddechu. To małe, wewnętrzne dziecko to część naszej podświadomości, część nas samych, która wchłonęła wszystko, co zobaczyła, usłyszała i poczuła w pierwszych latach naszego życia oraz w późniejszym czasie.
W przypadku gdy to dziecko jest pełne ran zadanych przez autorytarnego rodzica i nigdy nie zostało wysłuchane, zawsze kogoś, kogo odczuwa jako większego, silniejszego czy dominującego, będzie odbierać jako symbolicznego, domowego dyktatora (symbolicznego rodzica). Oznacza to, że będzie wstawiać taką osobę lub grupę (np. rządzącą partię) w buty tego z rodziców, który dał sobie prawo do sprawowania w rodzinie władzy absolutnej, jednocześnie odtwarzając schematy, które zna z dzieciństwa. Wielu takim dorosłym nie przyjdzie nawet do głowy, że tkwią w relacjach nierównoważnych, że ich prawa są łamane a granice przekraczane.
Wyparty ból może nawet powodować, że takie toksyczne relacje będą uznawane za dobre, a tyraniczna strona w relacji będzie odbierana jako sprzyjająca.
Ilość straumatyzowanych, niewysłuchanych wewnętrznych dzieci w naszym społeczeństwie jest ogromna a świadczy o tym m.in. wybór obecnego obozu rządzącego, który jest dla wielu właśnie tym symbolicznym rodzicem.
Rodzicem, jakiego znają z własnego dziecięcego losu i któremu także dziś, jako dorośli, podporządkowują się i uznają za dobrego opiekuna. Taka osoba, przed ludźmi, którzy reprezentują władzę naznaczoną chęcią bezwzględnego podporządkowania sobie innych i wprowadzania wyłącznie swoich praw, będzie czuć to samo, co czuła kiedyś w kontakcie z rodzicem-tyranem (np. lęk, przymus podporządkowania się albo ślepe posłuszeństwo). Wg mnie im większy bunt poczuje ktoś, czytając tę treść, tym większe wyparcie bolesnych doświadczeń i odcięcie od siebie może to oznaczać.
Natomiast ktoś, kto mimo traumatycznego dzieciństwa zajął się swoją przeszłością lub jego zdrowa część odbudowała się w wyniku jakichś życiowych, pozytywnych doświadczeń, dzisiaj może poczuć, jak płonie w nim ogień gniewu i sprzeciwu na to, czego doświadcza ze strony władzy. Do tej grupy należę ja. Czuję niezgodę na to, że ktoś daje sobie prawo do narzucania mi swojej woli, nie widząc w tym mnie, wycinając mnie z relacji obywatel – sprawujący władzę. Ten symboliczny rodzic, jakim jest obecny rząd, w moim odczuciu działa jak narkoman na głodzie, a w jego przypadku narkotykiem jest władza, na dodatek ABSOLUTNA. Nie ma w tej relacji szacunku i odpowiedzialności za opiekę i zarządzanie, jest natomiast agresywny przymus i rządzenie. Nie mam na to zgody. Jeśli ktoś wierzy w swoją omnipotencję bez uwzględniania w tym drugiego człowieka, i daje sobie totalitarne prawa, jaki jest w środku? Za co lub kogo bierze odwet, do jakiego wyrównania dąży? Gdzie jego empatia?
Tam, gdzie zamiast miłości płynęła w dzieciństwie przemoc (która wcale nie musiała oznaczać bicia czy innego rodzaju zachowania, powszechnie uznanego za okrucieństwo; mogła to być np. zaborcza, kontrolująca, ubezwłasnowolniająca miłość któregoś z rodziców, która była budowana na poczuciu winy dziecka i toksycznej lojalności wobec rodzica), zawsze powstaną rany. Nie zajęcie się nimi ZAWSZE wytworzy życie wg znanych schematów, gdzie ktoś albo będzie „pod” albo za wszelką cenę „nad”. W przypadku „nad” pojawi się potężny przymus dominowania nad innymi, traktowania ich dokładnie tak samo, jak samemu było się traktowanym. Po co? By wnieść ulgę (niestety czynioną w taki sposób – pozorną) tam, gdzie jakaś niewidziana część wyje z bólu.
Czy Ty, drogi współobywatelu, zadajesz sobie pytania – dlaczego na to pozwalam, skąd znam taki układ, gdzie już tak mnie traktowano?
Czy Ty, sprawujący władzę, pytasz siebie – dlaczego z takim uporem muszę forsować MOJE cele i realizować swoją wizję, przestając widzieć drugiego człowieka, co sobie tym załatwiam, jakie zależności, znane mi z domu rodzinnego, wewnętrzny przymus każe mi realizować?
Czy na pewno patrzę sercem czy z zimną bezwzględnością kieruję się wyłącznie głową?
Zatrzymaj się i spróbuj dotknąć prawdy. Ona Cię poprowadzi.
Jeśli ten tekst coś w Tobie porusza, zajrzyj tam, weź odpowiedzialność za to, co czujesz. Kierowanie na mnie swojej złości nie ma sensu, bo pobudzone zostało to, co i tak w Tobie jest.
Zaciekawionym polecam książki Alice Miller, a szczególnie „Gdy runą mury milczenia” oraz „Zniewolone dzieciństwo. Ukryte źródła tyranii” – obie o tym, jak bolesne doświadczenia z początku życia stwarzają okrutnego dyktatora.
Dziękuję, że czytasz, pozdrawiam ciepło.