Coś ze mną jest nie tak
Wiele czasu minęło, odkąd postanowiłam zwrócić się w swoją stronę i zacząć iść w kierunku moich ran, za którymi osamotnione, ale pełne światła ukryte było moje Jestestwo. Pięć lat temu, gdy podjęłam tę decyzję, byłam w ciągłym pogubieniu, niemal nieustannie będąc w totalnej niestabilności psychicznej i emocjonalnej, ale przede wszystkim żyłam w potężnym i wrośniętym we mnie przekonaniu, że jestem NIENORMALNA, że COŚ ZE MNĄ NIE TAK, że JESTEM POPSUTA i muszę właściwie wszystko w sobie naprawić.
To przekonanie niczym trujący i bardzo silny korzeń wrastało we mnie przez całe życie, z każdym dniem coraz głębiej i głębiej. I mimo że dostrzegłam ten korzeń dość dawno temu, niewiele umiałam z nim zrobić. Jedyne, co znałam, to walka, więc wobec niego także ją stosowałam. Chciałam go z siebie usunąć, wyrwać siłą, ale on był zbyt mocny, a ja zbyt słaba i nieświadoma tego, że to nie jest na niego sposób. Nie wiedziałam, że wyszarpanie z siebie gwałtem czegoś, co rani i zajmuje tyle miejsca, mogłoby spowodować niewyobrażalne spustoszenie w mojej psychice, bo zadziałoby się zbyt nagle. A na to kochane i wspierające mechanizmy obronne nie pozwolą, bo ich rolą jest utrzymanie nas przy życiu.
Świadomość zarówno siły tego przekonania, jak i bólu z nim związanego wzrastała z każdym kryzysem. Nie miało znaczenia, z czym aktualnie się w życiu kopałam i jakie rany się odkrywały. Poczucie, że coś jest ze mną nie tak, stało obok tego jak cień. Ale ja nadal nie wiedziałam, co z tym zrobić.
Dopiero niedawno dotarło do mnie, że samą chęcią pozbycia się tego przekonania, które było taką samą raną jak wiele innych we mnie, nic nie osiągnę. Zaczęłam rozumieć i czuć, że tylko miłość, zawierająca się w niej akceptująca chęć zobaczenia prawdy tego przekonania oraz otwartość na usłyszenie i uznanie go, mają moc. I to nie byle jaką, nie pozorną, ale prawdziwie transformującą.
Zaczęłam powoli, delikatnie i w poszanowaniu dla tego grubego i głęboko wrośniętego we mnie korzenia obejmować go i dzięki temu słyszeć. Zaczęłam widzieć, ile w nim bólu, ile niezgody i złości, ile rozpaczy i bezsilności, ile nienawiści do siebie… Wsłuchując się w jego opowieść, czyli opowieść mojego wewnętrznego dziecka, powoli zauważałam, że nie muszę za nic ciągnąć, niczego wyrywać, bo ten schorowany korzeń wychodzi ze mnie sam! Powoli, w swoim tempie, wzywając mnie za każdym razem, gdy chce wykonać kolejny ruch i potrzebuje mojej obecności i wsparcia. Od tego czasu zawsze odpowiadam na jego wołanie, odpowiadam na wołanie małej dziewczynki, która kiedyś uwierzyła, że jest popsuta, nie warta, że coś z nią tak, bo przecież gdyby było inaczej, byłaby widziana i akceptowana taką, jaka jest, a dorośli, którzy zaprosili ją na ten świat zamiast poczuciem zagrożenia, otoczyliby ją bezpieczeństwem i bezwarunkową miłością. Gdy ta rana mnie przywołuje, jestem i płaczę razem z nią, obejmuję czule, patrząc małej Ilonce w oczy, która będąc tak wiele razy odrzucana i żyjąc w poczuciu niemożliwego wręcz do udźwignięcia zagrożenia, opowiada mi o swoim bólu. Jestem przy Niej. I nie wyobrażam sobie inaczej. Żadnego odwracania się od Niej, żadnej racjonalizacji, że przecież to było kiedyś, to przeszłość itd. Żadnego tłumienia i wypierania tego, co myślę i czuję, bo skoro to przychodzi, to nie z kaprysu tylko z potrzeby i znaczy, że nadal jest we mnie żywe. I potrzebuje opieki. Mojej opieki. Potrzebuje mnie dorosłej. I wiecie co? Za każdym razem po spotkaniu z Nią pojawia się ulga, Jej i mój spokój oraz poczucie przyjęcia siebie i swojej historii po raz kolejny. A po ogromnym korzeniu, który przez całe moje życie powodował ból przy niemal każdym ruchu, robi się coraz więcej miejsca, które mogę wypełniać tym, co mnie i Ją wspiera, syci i koi.
Dziękuję, że czytasz ❤️
2 komentarze
Jędrek
Ikonko,
Cieszę się, że podjęłaś pracę nad sobą. Wykonałaś już ogromną pracę i jesteś na dobrej drodze. Fajnie, że pokazujesz, że niezamknięte sprawy są ważne i decydują o jakości naszego życia. Bardzo fajnie opisane. Trzymam kciuki. Jędras.
Ilona Jackowska
Kochany Jędrku, dziękuję z serca i w uśmiechu od ucha do ucha za Twoje słowa ❤️ Wierzę, że każda zmiana zaczyna się od środka i że zmiana w pojedynczej osobie rozchodzi się falą na cały świat, a to nie pozostaje bez wpływu na innych. Przeczuwam, że też poszerzasz swoją samoświadomość i zwracasz sobie to, co dawno temu zostało Ci odebrane – swoją własną prawdę o sobie i swoją moc. Wspieram i posyłam do Ciebie dużo ciepła i serdeczności ❤️