Ciało – królestwo emocji. Część I – ZŁOŚĆ
Złość – królowa emocji
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie korespondencja z pewną bliską mi osobą. Jej wypowiedź przypomniała mi, jakie było moje podejście do emocji przez niemal całe życie, jaką miałam relację z emocjami, a właściwie, że tej relacji nie było…
W moim domu rodzinnym dostałam dwa przekazy dotyczące emocji. Pierwszy – nie wolno czuć żadnej z tzw. złych emocji (ja nazywam je trudnymi, przykrymi lub niewygodnymi). Drugi dotyczył wyłącznie złości – jeśli pozwalasz sobie ją czuć, siejesz wokół siebie straszliwe zniszczenie, które nie jest do odbudowania. Pierwszy przekaz pochodził od mojej mamy, która od zawsze tłumiła niewygodne emocje, a drugi od ojca, który jako jedyny miał prawo w naszej rodzinie okazywać złość. Sam także jej nie czuł, nie potrafił wejść z nią w kontakt i na nią dojrzale odpowiadać. Potrafił ją jedynie kanalizować w bardzo destrukcyjny i raniący dla otoczenia sposób.
I właśnie wymiana myśli z kimś, kto także zaczął podążać własną ścieżką i iść w swoim kierunku, wybudziła we mnie wspomnienie, jak to było u mnie. Za zgodą autora cytuję Jego słowa:
„…w międzyczasie inne sprawy wychodzą na światło dzienne. Moja złość, furia i wściekłość tłumione przez te wszystkie lata. Mam ochotę czasami rzucać garnkami 🙂 Ale potem schodzę na ziemię i zdaję sobie sprawę, że to tylko w mojej głowie jest. A w rzeczywistości mam wybór […], nie muszę się wkurzać. […] co mogę, wypłaczę, co mogę, wyładuję w ćwiczeniach.”
Oczywiście to, co zaraz napiszę, to w pełni moje zdanie i nie każdy musi się z nim zgadzać. Chcę się podzielić swoim poglądem na złość i jej odcienie, czyli wściekłość, gniew, furię, bo to emocja, która powodowała największe cierpienie w moim życiu, sprawiając, że siałam niszczycielską energię nie tylko wobec otoczenia, ale kierowałam ją także ku sobie. Znając wyłącznie dwa schematy postępowania ze złością – albo ją tłumiłam i ona rozwalała mnie od środka, albo uderzałam nią w kompletnie niekontrolowany sposób w inne osoby, najczęściej te bliskie i drogie mojemu sercu… Kiedy usłyszałam m.in. od Magdaleny Szpilki na Jej kanale, że złość jest ok i tak samo jak inne emocje potrzebuje mojego objęcia, nastąpił zwrot w moim podejściu do złości. Co nie znaczy, że z dnia na dzień zaczęłam inaczej reagować 😉 Znaczy to tyle, że spojrzenie na złość z innej, zupełnie nieznanej mi strony rozpoczęło bardzo piękny i trudny proces budowania z nią relacji. Relacji, która cały czas się rozwija i zmienia, a złość jako najwspanialszy nauczyciel (owszem bardzo wymagający) cały czas wspiera mnie w drodze powrotnej do siebie.
Odnosząc się do powyższego cytatu, ja to widzę tak – żadna emocja, absolutnie żadna, nie siedzi w głowie! Siedzibą emocji jest ciało i nie ma innej możliwości. Głową myślimy, nie czujemy nią. Czujemy w ciele. Gdy próbujemy zablokować emocję głową, to dla mnie jest to takie samo, jakbyśmy czując ciepło miękkiej kołdry, przyjemność płynącą z czyjegoś miłego dotyku, jedząc coś pysznego (przykład podany kiedyś w filmiku przez Magdalenę Szpilkę; bardzo do mnie trafił, więc przytaczam), patrząc na coś, co wywołuje w nas wzruszenie lub koi nas od wewnątrz, mówili sobie STOP, nie chcę tego czuć, nie muszę, mam wybór. Mówiąc wściekłości, wkurwowi nie z tej ziemi, STOP, mówimy wtedy STOP swojemu prawdziwemu przeżywaniu, swojej obecnej prawdzie. Jeśli w danym momencie naszą prawdą jest furia, to należy się z nią spotkać, wejść z nią w kontakt, a nie zatrzymywać racjonalizacją czy wyganiać z siebie np. poprzez ćwiczenia sportowe. Z emocjami jest tak (tymi piekielnie trudnymi dla nas), że one przychodzą, wypieprzając wszystko na powierzchnię, bo chcą zostać usłyszane i POCZUTE. W naszych domach zakazano nam czuć. Matki i ojcowie byli odcięci od swojego czucia całkowicie lub częściowo i my teraz, mówiąc sobie “przecież ja nie muszę się wkurzać, mam wybór, uspokoję się”, robimy sobie dokładnie to samo, co oni robili nam – blokujemy własne czucie, własną prawdę. W taki sposób potraktowana złość będzie wracać tak długo i z takim impetem, dopóki nie powiemy jej “TAK. Widzę Cię i od teraz postanawiam Cię poczuć, tak jak obecnie potrafię”. Wtedy wszystko zaczyna się zmieniać.
Dlaczego wg mnie sport nie jest rozwiązaniem (choć może być) dla złości?
Owszem złość to energia ruchu i często potrzebuje rozładowania właśnie przez ruch, ale musi to być aktywność maksymalnie świadoma, wykonywana w połączeniu ze złością i ze świadomością, do kogo jest kierowana. Czyli np. bieganie, pływanie, trening na siłowni czy cokolwiek innego, jeśli wykonywane bez kontaktu ze złością, a tylko po to, by odwrócić uwagę od niej poprzez zajęcie się czymś innym lub aby wytrzepać się z niej, nie załatwiają sprawy. Dopiero aktywność, w której można świadomie połączyć się ze swoją złością, rozładować agresję, która często idzie z nią w parze, będzie ok. Z mojego doświadczenia wynika, że trudno jest nawiązać świadomy kontakt z wkurwem, gdy ćwiczymy jakiś sport, bo często robimy to w towarzystwie innych ludzi. Naprawdę trudno jest biec i kląć na czym świat stoi, do tego jeszcze wiedząc, do kogo kierujemy te słowa i za co, mijając co chwilę ludzi na chodniku 😉 Kontakt ze złością poprzez bieganie czy inny sport musi według mnie wiązać się z czuciem jej w całym ciele, w każdym ruchu, każdym tupnięciu, każdym wymachu ramion, każdym oddechu. Do spotkania ze złością jest potrzebna bezpieczna przestrzeń, którą możemy sobie stworzyć sami, udając się w ustronne miejsce albo mając obok siebie towarzystwo kogoś, kto ma w sobie miejsce na naszą wściekłość. Np. świadomie ćwiczony kick boxing, gdzie można kopać, walić piąchami i jeszcze do tego krzyczeć, wiedząc, w kogo to powinno pójść, komu należy się ten łomot, w obecności kogoś, kto to rozumie, będzie już czymś innym niż wybieganie gniewu. Złość musi być zaadresowana, skierowana do symbolicznego napastnika, kata, który nas krzywdził lub krzywdzi. Dlaczego symbolicznego? Bo wtedy dokona się to zdrowo i bezpiecznie dla każdego. Wyrzucanie wściekłości bezpośrednio do osoby, która zadała nam ból, moim zdaniem nie oznacza czucia jej, tylko toksyczne wyładowanie tej emocji bez kontroli. Chociaż często, co tu dużo mówić, zanim dojdziemy do dojrzałego etapu kontaktowania się ze swoją złością i udrażniania jej przepływu, wybuchamy i siejemy spustoszenie… I to „nie potrafię jeszcze tak dojrzale i zdrowo” też trzeba w sobie przyjąć. W moim procesie zarówno jedno, jak i drugie, czyli zdrowe przeżywanie złości oraz akceptacja tego „nie umiem”, była i czasem nadal jest ogromną sztuką.
Co, jeśli wściekłość odzywa się wobec kogoś, kto tylko nam coś odgrywa?
Wtedy trzeba znaleźć tę osobę, którą np. partner, przyjaciółka, szef tylko nam symbolizuje, odpalając wkurw, i rozpocząć proces uwalniania wściekłości w kontekście tej właśnie osoby. Nie oznacza to, że mamy biernie się poddawać szykanom, nadużyciom czy innym toksycznym zachowaniom tych osób, ale uzdrowienie swojej złości u źródła, czyli w obliczu tych osób (oczywiście nie bezpośrednio), wśród których się zrodziła, pozwoli na zdrowe stawianie granic lub zupełne ucięcie kontaktu z ludźmi, którzy dzisiaj, tu i teraz, nam szkodzą. Pozwoli zatem na chronienie siebie. W moim doświadczeniu było i czasami nadal jest to piekielnie trudne.
Podobnie widzę wypłakiwanie wściekłości. Płacz w moim odczuciu jest ujściem dla smutku, bólu, cierpienia i bezsilności. Ja to widzę tak, że gdy płaczemy z wkurwu, to tak naprawdę płaczemy właśnie z bezsilności wobec niego lub sytuacji, która wywołuje złość — przynajmniej ja tak mam i obserwuję to u innych.
Jeśli na wczesnym etapie naszego życia zabroniono nam czuć, odcinając nas od emocji, to teraz musimy się tego uczyć na nowo i ja to odczuwam niemal jako obowiązek, by zwrócić sobie własne czucie i poprzez to kontakt ze sobą. Kiedyś, najpierw rodzice blokowali nasze emocje, a potem jakieś części nas przejęły ich rolę i w ich imieniu (bo nie znały nic innego) zaczęły surowo zakazywać nam czuć. Ten dostęp do czucia odzyskuje się bardzo powoli, z ogromną delikatnością i otwarciem się na nie, co jest szalenie trudne, ale jeszcze bardziej opłacalne 🙂
Wyszedł mi dość długi tekst, ale temat emocji budzi we mnie tak wiele emocji 😃, że krócej się nie dało 😉 Emocje to droga, która zawróciła mnie do siebie, do mojej prawdy i która pomogła mi zacząć świadomiej patrzeć na siebie i świat. Zawsze więc za nimi stanę i będę chronić przed rozumnością umysłu, który owszem jest nam bardzo potrzebny, ale dla mnie stoi nieco za czuciem, które wraz z intuicją zarządzają absolutnie całym naszym życiem.
Ściskam mocno ❤️